Klasa A okazała się hitem sprzedaży. Model potrafiło wybrać nawet 200 tys. kierowców każdego roku. Mimo wszystko Niemcy postanowili postawić krzyżyk na kompakcie. Ten zniknie z salonów. To zła informacja. Na otarcie łez nabywcy aut z gwiazdą na masce dostaną jednak inny model. I ten brzmi już emocjonująco. Bo Mercedes chce wypełnić lukę powstałą po klasie A małą wersją klasy G.
Spis treści:
Modnym słowem na rynku motoryzacyjnym w XXI wieku staje się rewolucja. Ona zmienia wszystko. Nie tylko sprawia, że w sprzedaży pojawiły się samochody elektryczne. Bo zmiana sięga dużo głębiej. Wpływa na strukturę sprzedaży i sprawia, że auta, które tworzyły swoje legendy przez dekady, dziś będą powoli wymierać. Aktualnie prawie nikt w Europie nie chce np. sedanów segmentu D i E. W to miejsce kierowcy wolą SUV-y. Odpływ klientów jest widoczny także w segmencie C. Segmencie, który od lat 90. XX wieku miał przodującą rolę w wynikach sprzedaży. Ofiarą tej właśnie tendencji staje się dziś Mercedes klasy A.

Mercedes klasy A potrafił być hitem. Istnieje prawie 30 lat
Najmniejszy z Mercedesów zadebiutował w kwietniu 1997 r. I miał przynieść powiew świeżości. To pojazd, który stał na pograniczu segmentu B i C oraz rynku minivanów. Do tego był najtańszym autem z gwiazdą na masce. Początki kariery były jednak trudne dla klasy A. Podczas jednego z dziennikarskich przejazdów auto przewróciło się w trakcie testu łosia. Sprzedaż samochodu stanęła. Niemcy szybko wyciągnęli wnioski. Zmienili opony, a do tego na liście wyposażenia pojawiło się fabryczne ESP. To usunęło problem chybotliwego nadwozia i sprawiło, że pojazd trafił na listę najmniej awaryjnych samochodów używanych.
Początkowe problemy nie zniechęciły jednak kierowców. Najmniejszy Mercedes szybko wybił w rankingach sprzedaży. To sprawiło m.in., że niemiecki producent trafił na listę najchętniej kupowanych marek nowych aut w Polsce. Sukces klasy A trwał blisko 3 dekady. Teraz marka oficjalnie potwierdza, że czwarta odsłona kompaktu jest ostatnią. Pojazd nie otrzyma kolejnej generacji. Będzie musiał zniknąć z salonów dealerskich.
Czemu Mercedes klasy A znika?
Mercedes klasy A nie otrzyma piątej generacji. Zniknie z rynku. Powodów takiego stanu rzeczy jest tak właściwie kilka. Warto zwrócić uwagę m.in. na fakt, że:
- w dobie poszukiwania oszczędności niemiecka marka potrzebuje modeli globalnych. Takich, które będą się sprzedawać nie tylko w Europie, ale także na całym świecie. A klasa takim modelem już nie jest. Została np. wycofana z rynku amerykańskiego. Rynku, który jest kluczowy dla wyników sprzedaży firmy.
- klasa A reprezentuje wymierający segment. Kompakty zaczynają tracić rynkowe zainteresowanie kierowców. Ci wolą w to miejsce kupić crossovera, ewentualnie SUV-a. Niemcy dostrzegają tę tendencję i starają się w nią wpisać. Wychodzą bowiem z założenia, że gama modelowa powinna być dopasowana do potrzeb nabywców. Nie ma sensu sztuczne utrzymywanie dużej ilości modeli. To się po prostu nie opłaca.
- tendencję odejścia od zakupu samochodu segmentu C wyraźnie widać w wynikach klasy A. Początkowo model czwartej generacji potrafił znaleźć 200 tys. nabywców każdego roku. Aktualnie osiągnięcie wyniku na poziomie 80 tys. sztuk staje się trudne.
- w gamie niemieckiej marki cały czas są modele, które mogą przejąć uwagę kierowców po uśmierceniu klasy A. Mowa o czterodrzwiowym kompakcie o oznaczeniu CLA. Auto jest hitem sprzedaży.
Niemcy idą w samochody globalne i wolumenowe
Mercedes bardzo dużo mówi o tworzeniu modeli globalnych. Temu ciężko się jednak dziwić. Opracowanie nowego pojazdu kosztuje miliardy euro. Niemcy modelem globalnym chcą zatem upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. Narażają się na wydatek, ale poprzez globalną sprzedaż mają pewność, że inwestycja zwróci się w sposób maksymalny. Jej zwrot będzie duży. A klasa takiej gwarancji nie dawała. Mała G klasa taką gwarancję daje. Bo model, bazując na legendzie większego brata, ma szansę stać się prawdziwym hitem sprzedaży praktycznie w każdym zakątku świata.
Zdaje się, że tendencję mówiącą o dążeniu do optymalizacji kosztów, wzmocnić mogą jedynie amerykańskie cła. Te bez wątpienia stanowią wyzwanie. Przyspieszą jednak wyłącznie proces eliminacji pojazdów, które nie rokują pod kątem dalszych wyników sprzedaży.

Czy popyt na małą G klasę będzie wystarczająco duży?
O Mercedesie klasy G mini na razie nie wiadomo za dużo. Pewne wydaje się tylko to, że nie stanie się on przestylizowaną wersją samochodów GLB czy GLA. Powód jest prosty. Auta te powstały na platformie podłogowej MMA. Ta absolutnie nie nadaje się do off-roadera. A mała G klasa ma być autem radzącym sobie w terenie. Ma mieć duże opony, duży prześwit i duże możliwości układu napędowego.
Przedstawiciele Mercedesa bardzo niechętnie wypowiadają się na temat konstrukcji nowego auta. Plotki mówią jednak o tym, że mercedes baby G może być pojazdem, który będzie się odwoływać do korzeni. Konkretnie do modelu generacji W460, który powstał z myślą o wojsku pod koniec lat 70. XX wieku. Pojazd miałby odziedziczyć po dziadku surowy wygląd nadwozia, a nawet rozstaw osi. Jeżeli chodzi o napęd, terenówka ma postawić wyłącznie na silniki elektryczne. To jednak nie powinno nikogo dziwić. Stworzenie zasilanego prądem hitu sprzedaży mocno przydałoby się niemieckiej marce. Mogłoby pomóc jej zrównoważyć sprzedaż wysokopojemnościowych aut spalinowych.
Autor tekstu:
Eksperci Q Service Castrol to zespół doświadczonych fachowców: dziennikarzy motoryzacyjnych, inżynierów i mechaników. Razem opisują współczesną i sentymentalną motoryzację, odkrywają dla Was tajemnice techniki, budowy pojazdów, ich serwisowania i pielęgnacji.